― Hej, Soo… Och ― szepcze Stella, stając tuż obok mnie.
Patrzę na Daniela całującego
jakąś dziewczynę i staram się zachować spokój. Na mojej twarzy widnieje
zgorszenie, ale nie chcę, żeby ktoś to zobaczył, więc kiedy słyszę głos
przyjaciółki kilkakrotnie mrugam i ze sztucznym uśmiechem odwracam się w jej
stronę.
― Będę się zbierać ― mówię i
wciskam brunetce czerwony kubek z niedopitym piwem.
Ona przez chwilę chyba nie wie,
co się dzieje, jednak zaraz zrywa się i biegnie w moim kierunku.
― Nie możesz iść sama. Zaraz
kogoś zawołam.
― Nie trzeba, mam ochotę się
przejść ― tłumaczę i odchodzę bez słowa pożegnania.
Czuję jej wzrok na sobie, kiedy
powoli się oddalam. Aktualnie nie mam ochoty na rozmowę z nikim, jedyne, czego
chcę, to być już w domu i zwinąć się pod kołdrą. Za każdym razem, kiedy zgadzam
się gdzieś z nim iść, kogoś odwiedzić, to kończy się podobnie. Nawet w szkole
widzę go z innymi dziewczynami. Zresztą, jeśli nie widzę, to Stella, która ma z
nim zajęcia mi wszystko mówi. Jestem naiwna. Cholernie naiwna. Nie pierwszy raz
przejechałam się na tym, że ponownie dałam mu szansę. Nie, żeby się jakoś
specjalnie starał. Nie jesteśmy razem, nigdy nie byliśmy, mimo to wydaje mi
się, że gdy się kogoś gdzieś zaprasza, to nie powinno się robić takich rzeczy.
Nie chce mi się płakać, jestem
raczej zła. Za każdym razem powtarzam sobie, że to nie jest warte moich nerwów,
i że dam sobie spokój. Jednak on zawsze wraca, przeprasza, czule dotyka, a ja
mięknę i wszystkie moje wcześniejsze plany trafia szlag. Nie mogę oczekiwać, że
będzie ciągle koło mnie latał, nie mogę również zabronić mu spotykania się z
innymi, bo nie chodzimy ze sobą, ale pierwszy raz pocałował inną dziewczynę,
gdy powinien być ze mną. Pierwszy raz to widziałam.
Nie mam pojęcia, ile już idę,
ale gdy chcę sprawdzić, która jest godzina, okazuje się, że mój telefon jest
rozładowany. Mam ochotę nim rzucić, bo jak zwykle nie przemyślałam wcześniej
tego, co zamierzam zrobić. Powinnam zgodzić się, gdy Stella proponowała, że
ktoś mnie podwiezie. Zresztą, po mamę tak czy siak bym nie zadzwoniła, bo w
domu nikogo nie ma. Poza tym piłam, co prawda nie dużo, ale nie chcę, żeby się
o tym dowiedziała.
Po jakichś kolejnych piętnastu
minutach czuję, jak ból stóp coraz bardziej się nasila.
― W cholerę z tym wszystkim ―
szepczę cicho do siebie.
Schylam się i ściągam czarne
szpilki, po czym chwytam je jedną ręką. Drugą odgarniam włosy do tyłu. Nie
dość, że jest gorąco, to jeszcze dość wilgotno po deszczu, więc pojedyncze
kosmyki przyklejają mi się do policzków, ale nie dbam już o to, jak wyglądam.
Ruch jest dość spory, ponieważ idę przy głównej ulicy. Wydaje mi się,
że jestem niedaleko domu. O ile nie poszłam w złą stronę na jednym z zakrętów,
których dużo minęłam. Pierwszy raz byłam w tamtym miejscu, jak w większości, do
których zaciąga mnie Stella, ale chyba rozpoznaję okolicę. Niestety. Jeśli się
nie mylę, pozostało mi kolejne pół godziny marszu. Mam ochotę usiąść na
krawężniku i odpocząć, ale obawiam się, że później nie będę miała siły wstać,
więc rezygnuję. Chcę jak najszybciej być w domu.
Zerkam na światła, jest czerwone, ale szybko się rozglądam i nic nie
widzę, więc idę. Odruchowo chcę sprawdzić godzinę na telefonie, lecz jest
rozładowany. Już mam go wrzucić do torebki, gdy słyszę zbliżający się dźwięk
silnika, a po chwili pisk opon. Światło lamp mnie oślepia i chwilę stoję bez
ruchu. Dopiero, kiedy auto zjeżdża na bok i zatrzymuje się prawie na chodniku,
którym wcześniej szłam, zdaję sobie sprawę, że wstrzymywałam oddech. Moje serce
bije, jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi. Patrzę na samochód, z którego
wysiada młody chłopak i trzaska drzwiami.
― Oszalałaś?! ― krzyczy i podchodzi bliżej.
Wydaje mi się, że go kojarzę.
― Nie widzisz, że jest czerwone?!
Nie wiem, co mam odpowiedzieć, bo naraz czuję strach, gniew i
zawstydzenie, że bezmyślnie weszłam na drogę. Dopiero po chwili udaje mi się
coś odpowiedzieć:
― Jechałeś za szybko, dlatego na początku cię nie zauważyłam.
Staram się mimo tych emocji brzmieć spokojnie.
― To nie zmienia faktu, że było czerwone.
Już wiem! To chłopak Ellie, która jest w wieku Stelli, czyli rok
starsza ode mnie. Nie pamiętam tylko, jak on ma na imię, ale musi być jeszcze
starszy, albo chodzić do innej szkoły, bo u nas nigdy go nie widziałam. Chyba,
że gdy przyjeżdżał po swoją dziewczynę.
Zrezygnowana wzruszam ramionami.
― Tak, masz rację ― mówię. ―
Przepraszam, powinnam być bardziej uważna ― dodaję.
Nie mam siły na dalsze kłótnie,
na dzisiaj wystarczy, dlatego tak nagle zmieniam nastrój.
Brunet marszy brwi, wydaje się
być zmieszany. Jego twarz łagodnieje, a szczęka i pięści nie są już zaciśnięte.
Podchodzi do samochodu i ogląda go z każdej strony, upewniając się, że nie ma
żadnej rysy. Przeczesuje włosy palcami i chwilkę się zastanawia, po czym pyta:
― Co tu robisz?
― Idę do domu.
Łapie się za brodę, a następnie
opiera dłonie na biodrach.
― Daleko stąd mieszkasz?
― Pół godziny na nogach ―
odpowiadam zrezygnowana.
Brunet kiwa delikatnie głową i
wciąż myśli.
― Podwiozę cię ― oznajmia i nie
czekając na moją reakcję wsiada do samochodu.
Nie rozmyślam zbyt długo, moje
stopy zdecydowanie mają dość chodnika. Na dodatek są całe czarne od spodu.
Zajmuję miejsce pasażera i ruszamy.
Mam nadzieję, że się podoba. Jeśli tak, zostaw komentarz :) Zapraszam na Wattpada --> Not mine